Na razie jesteśmy we wszechświecie, w którym gdy pieczesz ciacho w domu, to część odkładasz, by następnego dnia zabrać dla znajomych z pracy. Później, wchodząc do baru, dźwigasz przy okazji jakiś karton z dostawy, żeby twoja luksusowa pomoc barowa miała trochę mniej biegania. Potem okazuje się, że jeden z barmanów przygotowuje się do konkursu i prawie cały zespół rozprawia nad tym, co można jeszcze poprawić w jego koktajlu bądź prezentacji. I jak już wszyscy siedzą przy barze, to jest idealny moment na to ciacho. I właśnie wtedy okazuje się, że do konkursowego koktajlu warto dodać 3 ml miodu...
Brzmi jak utopia, prawda? A przecież nie wydaje się to niemożliwe... W gruncie rzeczy powinno to brzmieć normalnie – jak opis dobrze zarządzanego zespołu. Drużyny, która naprawdę zdaje sobie sprawę z tego, że każdy jest w niej istotnym ogniwem. #Ilovemyjob
Dla kontrastu wyobraźmy sobie ten sam bar, ale w innym z równoległych światów. Tym, w którym po powrocie do domu nie masz ochoty na nic, bo znowu cały dzień wkurzał cię ten przemądrzały szef sali, a jutro przecież znowu trzeba tam wrócić. Wchodząc do baru, widzisz stertę dostaw, ale to na szczęście nie twój problem. Twój pojawi się jutro, bo zwolni się barback, który w końcu nie wytrzyma tego, że jest tylko od tyrania, a nikt tak naprawdę niczego go nie uczy.
Spotykasz wkurzonego ziomka, choć tego akurat lubisz, przygotowującego się do konkursu. Dał ci do spróbowania konkursowego drinka, stwierdziłeś, że jest OK. Ale co miałeś stwierdzić? Przecież jeśli wygra, to pewnie palma mu odbije i będzie tak samo irytujący jak ten szef sali. W ogóle to zaraz jest z nim zebranie, bo właściciel się podobno skarży na spadające obroty. #Ihatemyjob
Przykłady podaję skrajne, przerysowane, ale nieprzypadkowo. Żaden bar, restauracja czy klub nie opiera się bowiem na jednym barmanie, menedżerze czy właścicielu. Nie opiera się też, co może niektórych zaskoczyć, na sous vide, thermomiksach i infuzjach w myjkach ultrasonicznych. Opiera się na pracy zespołu, całego.
Dobre miejsce w szeroko pojętej gastronomii i nie tylko to takie, w którym jest atmosfera. Dobra atmosfera. Dbajcie więc o nią, dbajcie o siebie nawzajem, szanujcie swoje obowiązki i zawsze myślcie o tym, co wyniknie z podjętych przez was decyzji w kontekście pracy, ale też czasu wolnego całej drużyny.
Bo na koniec dnia, zwłaszcza jeżeli za ten team odpowiadacie, to on jest dla was najważniejszy. Bo to właśnie on zadba o waszych gości… I skończcie z tą rywalizacją między sobą. Po co wam ona?
Felieton ukazał się w „Food Service" 12/2020 – 1/2020 nr 191.