- Adam Chrząstowski. Foto: archiwum prywatne.
Postanowiłem wykorzystać ten czas do maksimum. Zaplanowałem pobyt w stolicy Wielkopolski o jeden dzień dłużej, niż trwał sam Festiwal, aby uczestniczyć w treningu drużyny Bocuse d’Or Polska przed europejską selekcją w Tallinie. Opowiem wam wszystko w chronologicznej kolejności, podając nazwy tych miejsc, które chciałbym pochwalić. Przemilczę tożsamość tych, którzy mają wiele do naprawienia.
Odwiedziłem nowy lokal, który otworzył Michał Stężalski, były szef kuchni krakowskiej Szarej Gęsi i brązowy medalista krajowej selekcji BdO. Moją ciekawość podsycał fakt, że transfer z finediningowej restauracji z Rynku Starego Miasta Krakowa na osiedle Sobieskiego w Poznaniu był dla niektórych szokiem. I co tu dużo mówić – mógł skutkować niedopasowaniem ambicji szefa do oczekiwań gości. Cóż, byłem mile zaskoczony, bo Michałowi udało się uniknąć kompromisów i w Nonna Fela – Italian Bistro gotuje z dobrych produktów, utrzymując przyjazne ceny. O powodzeniu świadczy deklaracja rozbudowy miejsca i chęć dalszego rozwoju.
Wieczorem przeżyłem drugie miłe zaskoczenie, bo odwiedziłem Michała Kutera w A Nóż Widelec. Gospodarz obdarował mnie swoją książką i muszę stwierdzić, że jest to najbardziej jak do tej pory wypasiona kulinarna publikacja w naszym kraju. Ciągle jeszcze nie miałem czasu, aby ją przeczytać, lecz forma książki (papier, oprawa i zdjęcia) plasuje ją na samym szczycie. Do nowych interpretacji polskiej kuchni w wykonaniu Michała mam niezmienne zaufanie od lat, więc treścią na pewno się nie zawiodę. Po tym zaczął się Festiwal. Spędziłem go bardzo aktywnie. Pierwszego dnia, wspólnie z Dawidem Łagowskim, trzasnęliśmy warsztaty z dziczyzny. Ciągle zaskakuje mnie, jak niska w naszym kraju jest świadomość tej grupy produktów. Przecież w dobie śmieciowego jedzenia naszprycowanego chemią i produkowanego wyłącznie z myślą o zysku dziczyzna jest świetną alternatywą. Następnie przyszedł czas na Konkurs Kaczka 2020. Obserwuję konkursy organizowane przez Juliusza Podolskiego i cieszy mnie, że mimo pandemii udało się zachować progres poziomu tej rywalizacji. Z niecierpliwością czekam na gęsinę, szparagi i być może tatary. W sobotę odbyła się najtrudniejsza walka – konkurs nalewek. I znów uczestnicy nie zawiedli. Mogliśmy spróbować 115 prac, w tym jednej wody, bo zgłoszona nalewka po prostu się stłukła. I znowu w porównaniu z poprzednimi latami mieliśmy do czynienia z większą liczbą świadomie przygotowanych trunków. Ewidentnie mamy w tej dziedzinie do czynienia ze znacznym postępem.
Na zakończenie zorganizowaliśmy z Patrycją Siwiec i Adamem Pawłowskim spotkanie autorskie „Gościnności od Kuchni” i zaraz po lunchu w nowo otwartej Fromagerii można było wracać do domu. Chcę podziękować Wojtkowi Lewandowskiemu nie tylko za zaproszenie na Festiwal, ale także za świetną organizację – trening czyni mistrza, to widać. Jak zwykle już teraz wpraszam się na przyszły rok. Skąd więc w tytule te sugerujące biegunowość „doznania wszelakie”? Byłem niestety świadkiem zbyt wielu niewytłumaczalnych wpadek w serwisie, i to nie tylko kelnerskim. Uświadomiłem sobie, że w tym zakresie branża gastronomiczna dostała największe baty. Musimy czym prędzej oderwać się od bylejakości i powierzchowności, bo w naszym fachu to po prostu nie przystoi.
Felieton ukazał się w „Food Service" 9/2020 nr 198.