Kultowa piekarnia znika z mapy Poznania, bo przegrała nierówną kilkumiesięczną walkę z pandemią oraz nałożonymi przez rząd obostrzeniami. Lokal od listopada nie otrzymał rządowej pomocy, a wszystko za sprawą... złego kodu PKD.
– Pomimo zakazu działania od listopada 2020 roku nikt z nas, tzn. ani żadna z dziewczyn, które na codzień w Zakwasie pracują, ani ja jako właścicielka Zakwasu, nie dostaniemy od państwa żadnej pomocy. Ani złotówki – oznajmiła właścicielka piekarni Agnieszka Michałowska w poście opublikowanym na facebookowej stronie Zakwasu.
Pomoc nie dla piekarni
Polska Klasyfikacja Działalności opiera się na statystycznej klasyfikacji działalności gospodarczych w Unii Europejskiej. Każdy z przedsiębiorców musi posiadać stosowny, przypisany do wykonywanej działalności kod, który do tej pory potrzebny był jedynie w celach statystycznych. Numery PKD okazały się jednak kluczowe podczas przyznawania pomocy z rządowych programów wsparcia dla przedsiębiorców. By otrzymać pomoc, firma musi posiadać właściwie przypisany kod „przeważającej działalności”. Jeśli więc wybrany przez przedsiębiorcę kod przeważającej działalności nie odpowiada żadnemu z wymienionych w ustawie, nie może on otrzymać pomocy.
– Zakwas miał zawsze „dwie nogi”: jedna to chleb, druga to śniadania. W rejestrze można wskazać tylko jedno, dominujące PKD więc wskazałam „wypiek chleba”. To było podyktowane tym, że w 2018 roku przenieśliśmy się do nowego lokalu, na remont i wyposażenie którego dostałam pożyczkę z UE. Większość pożyczki pokryła zakup specjalistycznego pieca do wypieku chleba, stąd PKD, które wskazałam. Ale numery PKD można dopisywać i edytować dowolnie. W rejestrze mam wskazane inne grupy, na wypadek gdybyśmy w przyszłości chcieli zmienić lub poszerzyć lekko profil działalności. Nie sądziłam nigdy, że ktoś z tych numerów uczyni kryterium pomocowe. To absurd – komentuje w rozmowie z nami Agnieszka Michałowska.
Chleb z dowozem
Ostatnie tygodnie to zaledwie końcowy etap trwającej od marca walki o utrzymanie płynności finansowej. Po ogłoszeniu pierwszego lockdownu Zakwas zdecydował się na nietypowy krok i dowóz pieczywa prosto do kupujących.
– Robiliśmy wszystko, żeby podtrzymać sprzedaż, nie stracić klientów i zapewnić im dostęp do chleba pomimo obowiązujących zakazów, nakazów i obostrzeń. Z czasem wprowadziliśmy też krótkie menu śniadań na wynos. Dowozem chleba zajmowałam się ja, codziennie przez parę godzin śmigałam po całym Poznaniu. Dowozy cieszyły się dużym zainteresowaniem, w sobotę przedwielkanocną rozwoziłam zamówione chleby przez 8 godzin – opowiada właścicielka Zakwasu.
Wstrzymanie dowów pieczywa wymusiła ciąża pani Agnieszki. Lekarz zakazał jej przemęczania się. – Ciąża bliźniacza rządzi się swoimi prawami – mówi Agnieszka Michałowska.
Promyk nadziei pojawił się wraz z otwarciem gastronomii w drugiej połowie kwietnia. Sytuacja ta trwała jednak zbyt krótko, by upadające restauracje, piekarnie czy bary zdążyły odrobić straty.
– To, co udało się odbudować, szybko rząd zniszczył kolejnymi zakazami i obostrzeniami – uważa właścicielka Zakwasu.
Zaufanie, które dawało siłę do działania
Przez prawie 6 lat funkcjonowania piekarnia przy Poznańskiej 1/34 stała się rozpoznawalnym adresem na mapie stolicy Wielkopolski. Była też jedną z pierwszych piekarni oferujących chleb na tradycyjnym zakwasie.
– Pokazaliśmy, że to, co się je to ważne, że chleb powszedni powinien być smaczny i zdrowy. Ludzie to docenili, klientów z dnia na dzień przybywało. Poznawaliśmy się, zaprzyjaźnialiśmy. Karmiliśmy. Laliśmy dobrą kawę, taką, od której dobrze zacząć dzień. Gadaliśmy. Z czasem stworzyliśmy taką małą społeczność, „zakwasową rodzinę” nawet. Kiedy zaczynałam w 2015 roku, niektórzy ludzie łapali się za głowę: „Chleb na zakwasie, za ponad 10 zł? Zwariowałaś” a ja wiedziałam, że będzie dobrze, że ludzie się przekonają, że zrozumieją. Zaufali mi. To dawało siłę i motywację do działania, dawało perspektywę rozwoju, chęć do pracy – tłumaczy Agnieszka Michałowska.
Plany rozwoju, czy nawet normalnego funkcjonowania przerwała jednak pandemia. Zakwas zakończył działalność z końcem stycznia. – Powodów mojej decyzji jest kilka, ale przeważający powód to potworne wręcz zmęczenie tym krajem. Po prawie sześciu latach prowadzenia działalności mam Mili Państwo dość. K***a dość – napisała właścicielka Zakwasu w pożegnalnym poście na Facebooku.
Chleb mam w sercu
Przyszłość Zakwasu zdaje się być przesądzona. Jego właścicielka jednak nie składa broni. Jak przyznaje, myśli o tym, by do gastronomii powrócić.
– Podobno jak człowiek raz spróbuje gastro to do gastro go zawsze ciągnie. Chciałabym wrócić, może na innych zasadach, może z lekko zmienionym pomysłem na siebie i na Zakwas, ale na pewno cokolwiek nowego zrobię ,będzie w tym chleb. Gastro i chleb mam w sercu. Lubię to, choć jest to bardzo wymagająca robota. Obecnie czuję, że muszę odpocząć i fizycznie i - przede wszystkim - psychicznie. Odpocząć musi też moja rodzina, która od samego początku Zakwasu zawsze mocno mnie wspierała. Potrzebujemy przerwy, ale ja wiem, że to nie jest moje ostatnie zdanie – deklaruje pani Agnieszka.