x

Happa to Mame - mała Japonia na poznańskich Jeżycach

Kategoria: Miejsca    01.10.2021

Po ich ręcznie robione japońskie słodycze ustawiają się kolejki. Ofertę lokalu docenił sam Robert Makłowicz, kręcąc w nim odcinek swego programu. Mowa o Happa to Mame - kawiarni prowadzonej przez Shotę Nakayamę i Marcina Cieśluka, który opowiada nam, jak tworzy się miejsce popularne w całej Polsce.

Właściciele Happa to Mame: Marcin Cieśluk i Shota Nakayama. Fot. Tytus Gustaw Groźny
Właściciele Happa to Mame: Marcin Cieśluk i Shota Nakayama. Fot. Tytus Gustaw Groźny
„FOOD SERVICE”: Skąd wziął się pomysł na kawiarnię z japońskimi słodyczami? To nie jest przecież taki oczywisty koncept... 
MARCIN CIEŚLUK: Poznałem Shotę, który chciał otworzyć w Polsce japońską kawiarnię, aby móc pokazać, jak Japończycy piją kawę i jak smakuje prawdziwa matcha. Postanowiliśmy stworzyć lokal razem. Na początku Shota nie myślał o tym, by robić w nim słodycze. Jego pomysły krążyły wokół kawy i herbaty. Ale kiedyś przygotował dla mnie deser daifuku mochi i to był efekt wow! Namówiłem go więc, by wprowadzić słodycze do menu. 
Shota wymyślił dla kawiarni nazwę Leaf & Bean [z ang. liść i fasola – przyp. red.], ale ja zaprotestowałem: „Przecież to brzmi, jakbyś do Starbucksa przychodził. Nie jest chwytliwe. Jak to będzie po japońsku?”. Shota odparł: „Happa to Mame”. I tak zostało, bo brzmi niesamowicie. Każdy taką nazwę zapamięta! 
Najpierw działaliśmy na stoisku w artystycznej przestrzeni KontenerArt nad Wartą. Dużo ludzi do nas tam przychodziło, ale wszystko musieliśmy podawać na wynos. A przecież matcha serwowana z papieru nie smakuje tak, jak powinna. Aż dostaliśmy propozycję od znajomego, który miał wolny lokal, żebyśmy spróbowali swoich sił w normalnym miejscu, by sprawdzić, czy koncept chwyci. Potrzebowaliśmy go, bo przecież w japońskiej kulturze kulinarnej wszystko musi być pięknie podane. Jedzenie powinno nie tylko smakować, ale także wyglądać! 

Wnętrze lokalu. Fot. Monika Jankowska-Kapica
Wnętrze lokalu. Fot. Monika Jankowska-Kapica
Od początku miałeś przekonanie, że egzotyczne dla nas daifuku mochi, które tobie tak posmakowało, spodoba się również innym? 
Z jednej strony ryzyko było, ale z drugiej – te słodycze są znane na całym świecie. Tyle że pod nazwą mochi, która jest nieprawidłowa, bo w Japonii nazywają się daifuku. Mochi to jedynie zewnętrzna warstwa kulki daifuku, ale słowo brzmi tak ładnie, że Amerykanie przyswoili je sobie jako nazwę całego deseru i wprowadzili na rynek. W ich wydaniu ma konsystencję żelka, tymczasem prawdziwe japońskie – i nasze – daifuku to zupełnie inny świat. Jest mięciutkie, delikatne, trochę ciągnące.
Gdy otworzyliśmy kawiarnię w nowej lokalizacji, na Jeżycach, to od razu pojawiło się w niej bardzo dużo ludzi. Ale Jeżyce to hipsterska dzielnica, jej mieszkańcy są otwarci na nowości i przyjęli nas z otwartymi ramionami. Przychodzą do nas goście w różnym wieku, cały przekrój – od dzieciaków po starsze osoby. I jedni traktują nas jak japońskiego Starbucksa, a inni jak tradycyjną herbaciarnię. Doszło do tego, że nie dajemy sobie rady z liczbą chętnych. Tymczasem ludzie nie wróżyli nam sukcesu. Powątpiewali: „Uruchamiać kawiarnię, żeby japońskie słodycze podawać? Ja bym tu wpadł może z raz w miesiącu, od czasu do czasu”. Chciałbym znowu spotkać tych sceptyków. W ogóle problemem polskiej gastronomii jest to, że restauratorzy boją się podejmować ryzyko i co chwilę otwierają nowe pizzerie czy burgerownie, zamiast zrobić coś innego, wyjątkowego. Warto ryzykować! 

Dwa rodzaje Dango: oblane sosem Mitarashi oraz obtoczone w Kinako, czyli prażonej soi. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Dwa rodzaje Dango: oblane sosem Mitarashi oraz obtoczone w Kinako, czyli prażonej soi. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Czym tłumaczysz wasz sukces? Tylko hipsterską lokalizacją? 
Nie, nie. Myślę, że za naszym sukcesem stoi Shota. On tworzy magię tego miejsca, przyrządzając wszystko od zera, na oczach gości, na nikogo nie patrząc. Przygotowujemy wszystko według japońskich przepisów, choć mamy też europejskie szlagiery typu matcha latte czy ginger spice latte. Bazujemy na oryginalnych produktach. Sprowadzamy matchę prosto z plantacji i osobiście znamy tego pana, który ją uprawia. On ją dla nas mieli, pakuje i wysyła. Proponujemy gościom kulinarną podróż do Japonii, starając się, żeby smaki były tak autentyczne, jak tylko się da. Czasami musimy się nagiąć do polskich przyzwyczajeń, ale to jest może jakieś 2% tego, co robimy. Wolimy, aby nasi klienci próbowali prawdziwych japońskich smaków. I to się udaje, czasami sam jestem zaskoczony. Przyrządziliśmy kiedyś okazjonalnie pastę ze słodkiej fasoli w formie zupy z lodami waniliowymi. Myśleliśmy, że nikomu nie zasmakuje, a tymczasem do dzisiaj nas pytają, czy dodamy to danie do menu. 

W lokalu od czasu do czasu organizowane są ceremonie herbaciane. Fot. Monika Jankowska-Kapica
W lokalu od czasu do czasu organizowane są ceremonie herbaciane. Fot. Monika Jankowska-Kapica
Czym wasze japońskie słodycze różnią się od europejskich? 
Są bardzo delikatne, każdy smak można poczuć osobno i to je wyróżnia. Przede wszystkim jednak zawierają bardzo mało cukru. Daifuku mochi pochodzi z XII w., a w tamtych czasach Japończycy nie wiedzieli jeszcze, czym jest cukier. Deser ma krótką datę przydatności – w idealnych warunkach wytrzyma maksymalnie 24 godziny. Samo ciasto mochi je się w Japonii na wiele sposobów. Może być – tak jak u nas – gotowane na parze, z warstwą pasty anko ze słodkiej fasoli w środku i z dodatkami. Albo podawane jest na wytrwanie, np. z krewetkami, w formie mięsnej rolady, czy suszone na słońcu i smarowane sosem sojowym. My, podobnie jak Japończycy, stawiamy na sezonowe smaki. Latem nadziewamy daifuku owocami – hitem była wersja z malinami – a zimą orzechami, kasztanami, kremem z dyni. 
W menu mamy też wymyślone w X w. dango, czyli po japońsku – kluski. Podobnie jak daifuku robione są z ryżowego ciasta mochi, ale potem gotowane nie na parze, tylko w wodzie. Podajemy je na ciepło, dostosowując się do upodobań Polaków, bo w Japonii jedzą je na zimno. No, gdybym ja zjadł dango na zimno, to wszystkie plomby by mi powychodziły. Nie znam osoby, która by chciała zimne kluski jeść! 
Dango może mieć różne smaki, w zależności od regionu Japonii. My oferujemy dwa zaskakujące dla ludzi warianty. Pierwszy to dango ze słodkim sosem mitarashi, według przepisu z X w. Bazą jest w nim sos sojowy. Drugą opcją jest kinako dango z mąki sojowej, którą sami przygotowujemy z uprażonych ziaren soi zmielonych w specjalnym młynku. Smakuje jak słodkie masło orzechowe. 
Nasza ostatnia specjalność to dorayaki, XX-wieczne danie z mąki pszennej przypominające pancakes. Można jeść je na ciepło lub na zimno. Są okrągłe, w kształcie gongu. Stąd ich nazwa, bo dora po japońsku znaczy gong, a yaki – smażony. Ciasto na placuszki dorayaki Japończycy podkradli Portugalczykom. Jest przygotowywane podobnie jak mięciutki portugalski biszkopt castella. Dorayaki składa się z dwóch placków, klasyczna wersja przełożona jest pastą anko ze słodkiej fasoli. My podajemy je także z kremem waniliowym, budyniowym, no i z kremem matcha. 

Daifuku są gotowane na parze i wykonane z kleistego japońskiego ryżu, dlatego ich konsystencja jest bardzo delikatna. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Daifuku są gotowane na parze i wykonane z kleistego japońskiego ryżu, dlatego ich konsystencja jest bardzo delikatna. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Czy wasze słodycze mają wspólny mianownik, charakterystyczne składniki?
Wszystkie oprócz dorayaki są z ryżu. W dango łączymy ryż kleisty i niekleisty, a daifuku powstaje tylko z kleistego, dlatego jest takie ciągnące. Inne charakterystyczne składniki to słodkie fasole azuki i robiona z nich pasta anko – taki japoński bigos, tylko że na słodko. Shota ma na nią tradycyjny przepis, który jest bardzo czasochłonny, bo samo przygotowanie fasoli zajmuje ok. 8 godzin. 
Wydaje mi się też, że wspólną cechą tych słodyczy jest pieczołowitość ich wykonania. Np. w mochi proporcje składników trzeba dostosowywać do warunków atmosferycznych. Jeżeli jest wilgotno, pada, to nie możemy dodać dużo wody do ciasta, a jeżeli jest sucho, to musimy dolać jej więcej. Gotowe ciasto mochi też szybko reaguje na temperaturę i wilgotność, więc trzeba je przechowywać w hermetycznych boksach, zanim zaczniemy lepić z niego daifuku. Bo w nich kluczowa jest konsystencja. „Mochi mochi” po japońsku oznacza, że ktoś ma skórę jak pupa niemowlaka, czyli jest niezwykle delikatne w dotyku. 

Ile słodyczy produkujecie dziennie? 
300-400 sztuk. Czasami więcej, jeżeli nie mamy nic innego do roboty. Rekord pobiliśmy na Wielkanoc, gdy wpadliśmy na pomysł, żeby zrobić Easter Egg Daifuku w tęczowych kolorach jak pisanki. Mieliśmy ogrom zamówień i wykonaliśmy 600-700 sztuk, ale skupiliśmy się wtedy tylko na tym. A w tłusty czwartek przygotowaliśmy 1000 pączków matcha. To jednak wyjątki. Nie chcemy być traktowani jak manufaktura, w której zawsze od ręki można wszystko dostać. Nasze wyroby są limitowane. 

Daifuku, czyli japońskie słodycze zrobione z Mochi (ryżowego ciasta) wypełniane pastą Anko ze słonej fasoli Azuki i sezonowymi dodatkami. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Daifuku, czyli japońskie słodycze zrobione z Mochi (ryżowego ciasta) wypełniane pastą Anko ze słonej fasoli Azuki i sezonowymi dodatkami. Fot. materiały prasowe Happa to Mame
Ważną część waszej oferty stanowi też matcha. W Japonii stoi za nią cały ceremoniał, czy u was jest na to przestrzeń? 
Organizujemy od czasu do czasu ceremonie herbaciane jako wydarzenie po godzinach. Robi je nasza przyjaciółka Yukiko, mistrzyni herbaty, starsza pani, która pochodzi z Kioto. Te nasze ceremonie są trochę skrócone, bo w Japonii trwają około czterech godzin. A my w Polsce nie mamy tyle cierpliwości... Rytuał jest piękny i wzniosły, ale niewiele osób wie, że stworzono go po to, aby bogaci mieszkańcy Kioto, pierwszej stolicy Japonii, mogli się afiszować, że stać ich na popijanie herbaty przez tyle czasu. 
Nie pobieramy nigdy opłat za udział w ceremonii, dla nas to po prostu dobra zabawa. Bo dla nas Happa nie jest tylko kawiarnią.  

Macie aspiracje, żeby być centrum kultury japońskiej? 
Oczywiście! To, co Shota tutaj przyrządza, jest autentyczne, choć z polskim twistem. Oprócz ceremonii herbacianych organizujemy też koncerty fortepianowe naszej przyjaciółki Shizuki, która gra tradycyjne pieśni japońskie. Zawsze jest gigantyczna frekwencja. Mamy ambicję, żeby ludzie wychodzili od nas z jakąś dawką wiedzy, a nie tylko napojeni i najedzeni. 
Marzę też o tym, by otworzyć miejsce podobne do mej ukochanej kawiarni w Osace, w której panuje zakaz głośnych rozmów – dla gości, którzy cenią sobie spokój i relaks. Lokal, w którym można jedynie szeptać. Bo teraz gwar w Happa jest dla niektórych troszeczkę uciążliwy. No ale taka jest cena sukcesu. Klęska urodzaju. 

Matcha – ceremonialnej jakości zielona herbata podawana tradycyjnie, w tzw. Chawan (czarkach do Matchy). Fot. Monika Jankowska-Kapica
Matcha – ceremonialnej jakości zielona herbata podawana tradycyjnie, w tzw. Chawan (czarkach do Matchy). Fot. Monika Jankowska-Kapica
Napisaliście na Facebooku, że Happa to wasz pierwszy dom, a praca jest dla was pasją. Czy macie czas prywatny?
Mamy go faktycznie mało. Jesteśmy chyba pracoholikami, nasze życie toczy się tutaj. Mieszkamy ulicę dalej. W dni wolne omijamy naszą kawiarnię, uważając, żeby nie przejść obok, bo zawsze może się pojawić pokusa, aby wejść do środka i coś zrobić. Albo ludzi odbijać od drzwi, bo przychodzą i pukają nawet, gdy mamy zamknięte. Poświęcamy nasz czas, bo chcemy gościć ludzi. Shota pochodzi z Osaki, a tam właściciele często pracują w swoich lokalach, goszcząc w nich przyjaciół. A tak się składa, że my naszych znajomych, a nawet przyjaciół poznaliśmy właśnie w Happa. Stworzyliśmy tu taką małą Japonię, a ludzie, którzy nas regularnie odwiedzają, nadają na podobnych falach, czują się z nami dobrze. I my się też czujemy dobrze z nimi. Jestem gadułą, więc cieszę się, że stworzyłem miejsce, które wymaga gadania.

Wywiad ukazał się w „Food Service" 9/2021 nr 208.

Autor tekstu: Monika Jankowska-Kapica
O AUTORZE
Monika-Jankowska-Kapica
Od ponad 10 lat pisze i redaguje teksty o jedzeniu - najpierw w magazynie "Kuchnia", teraz w "Food Service" i na stronie Ouichef.pl. Z wykształcenia polonistka. Karierę zawodową zaczynała jako reporterka i prezenterka Polskiego Radia Szczecin. Była redaktorką "Gazety Wyborczej" w Szczecinie, "Gazety Stołecznej" i "Co jest Grane". Pasjonatka tanga argentyńskiego i jogi.

Zobacz także

Baken z drugim lokalem - w Browarach Warszawskich

Baken to aktualnie jedna z najpopularniejszych śniadaniowni w Warszawie. Właściciele znaleźli jednak remedium na niekończące się kolejki - wkrótce otworzą drugi lokal w kompleksie gastronomicznym Browary Warszawskie.

Lokale z certyfikatem Restaurant from Spain

Czy styl biesiadowania rodem z Hiszpanii można wiernie przenieść na polski grunt? Oczywiście! Dowodzą tego cztery krajowe restauracje, które zdobyły certyfikat jakości Restaurants from Spain przyznawany wyłącznie lokalom serwujacym autentyczną hiszpańską kuchnię.

Sho Ramen - Michał Kostrzewa otwiera kolejny lokal w Kielcach

Michał Kostrzewa, właściciel restauracji Sushiya w Kielcach, otwiera kolejny lokal. Sho Ramen ma przyjąć gości jeszcze w lipcu.

Pierwsza strefa restauracyjna pod szyldem Garden Gourmet otwarta

Pierwszą w Polsce strefę restauracyjną pod szyldem Garden Gourmet otwarto w Dzień Dziecka w Energylandii. W roślinnym menu goście znajdą potrawy skomponowane z wykorzystaniem produktów Garden Gourmet, marki z portfolio Nestlé.

Concordia Taste jedną z najlepszych restauracji w Europie według "The Guardian"

Concordia Taste z Poznania trafiła na listę najlepszych europejskich restauracji pisma "The Guardian". To jedyny lokal w Polsce, które znalazł się zestawieniu opiniotwórczego brytyjskiego dziennika. W rankingu uwzględniono tylko 35 restauracji.

Sady Bistro w Krakowie - kuchnia inspirowana sadem. Za koncept odpowiada Tadeusz Müller

Nowe miejsce na kulinarnej mapie Krakowa. Przy Grzegórzeckiej działa już Sady Bistro. Menu, które stworzył Tadeusz Müller, ma przenosić gości do lanckorońskich sadów.

Inne kategorie

Podcasty

Kryzys 2.0 i konsument, który przelicza: jak go zachęcić do marki? [PODCAST]

Czego potrzebuje teraz konsument? Czy zmieniać portfolio? Jak się z nim komunikować? Czy to jest moment na wprowadzanie nowości? Opowiada Jacek Sadowski, prezes Demo Effective Launching.
wicej

Video

Ruch to zdrowie, ale pamiętaj o bezpieczeństwie
Zespół stresu pourazowego – jak zadbać o swoją przyszłość ?
Społeczna odpowiedzialność – myśl o innych
Techniki relaksacji – jak się zregenerować?
Obniżenie nastroju – zrób nowy plan
Lęk przed utratą pracy – jak sobie z nim poradzić?
Konflikty w rodzinie – jak do nich nie dopuścić?
Kontrola – jak jej nie stracić ?
więcej