- Maciej Nowaczyk, właściciel wrocławskiej restauracji La Maddalena i współzałożyciel bistra Browar Stu Mostów na Świdnickiej. Zdjęcie: Łukasz Giza
“Obecna sytuacja obrazuje jak bardzo można nie wyciągnąć wniosków z poprzednich działań. Podczas gdy zdecydowana większość krajów Unii i nie tylko UE wprowadziła już dawno temu przepisy antycovidove i green pass’y, upraszczając - zasady prowadzenia działalności w czasie czwartej nieuniknionej fali pandemii - nasi słodko śpią. Niektórzy dosłownie.
Pochrapują tylko tu i ówdzie. To Prezes powie w wywiadzie dla PAP, że obostrzeń mogą spodziewać się tylko niezaszczepieni, to Premier rzuci na konferencji hasło o możliwości przyjęcia trzeciej dawki przez seniorów i medyków. I tyle. Żadnych ustaleń, nowelizacji, rozporządzeń. Żadnego planu, strategii działań. Jak zawsze. Jakoś to będzie.
A jak jest? Na pewno nie różowo. Polska jest w ogonie szczepień w Europie. Powiaty na ścianie wschodniej już dawno powinny być objęte żółtą, ba czerwoną strefą. Ale kto by tam myślał, by w matecznikach PiS wprowadzać jakieś ograniczenia.
Jeśli już wprowadzać jakieś strefy, to te wolne od LGBT, bądź stan wyjątkowy w pasie granicznym z Białorusią. Tam bowiem czai się prawdziwy wróg. 6-letnie dzieci wykorzystane przez służby (nie tylko białoruskie) do destabilizacji sytuacji na wschodnich granicach Unii, ale też do poprawienia sobie słupków w sondażach. Obrzydliwe. Jestem zdania, że mimo wszystko można chronić granice, będąc przyzwoitym. My nie jesteśmy.
Wszędzie panuje okrutna opieszałość. Choć w gastronomii po roku zamknięcia chyba wszyscy odczuwamy odbicie, to właśnie ta opieszałość daje nam w kość najbardziej każdego dnia.
Rząd nie komunikuje co zamierza. Efekt - takiego braku rąk do pracy jak jest dziś w gastronomii nie odczuliśmy nigdy. Pracownicy branży gastro po trudnych doświadczeniach ostatnich miesięcy przebranżowili się, znaleźli nowe przystanie. I choć tęsknią (wiem o tym, rozmawiam z nimi), boją się wrócić, bo nie wiedzą, co rząd zamierza.
Opieszałość rządu wykorzystują korporacje, które dodatkowo przekonują, że nie ma sensu wracać do swojej ulubionej pracy. Przecież za chwilę znowu ich zamkną - przekonują. I tak pierwszy raz od wielu lat, globalne korporacje nie mają problemu z pracownikami w Polsce. My, lokalne firmy, często rodzinne, płacące absolutnie wszystkie daniny wobec państwa w kraju – wręcz przeciwnie.
Opieszałość dotyczy również rozliczeń subwencji. PFR 2.0 przyznany firmom za przymusowe ich zamknięcie za zeszły rok, rozliczany ma zostać dopiero w listopadzie. I - dla MSP - potrwać do lutego przyszłego roku. Więc nawet jeśli firmy uzbierały na kontach jakiekolwiek środki, boją się je zainwestować. Bo, co jeśli będziemy musieli zwrócić całą subwencję? Sposoby rozliczenia nie są bowiem nadal znane. Niczego nie możemy być pewni.
Jak wielu, wielu innych spraw. Choćby najprostszych. Czy będziemy mogli i na jakich zasadach organizować spotkania wigilijne dla firm w grudniu, spotkania firmowe i uroczystości rodzinne w listopadzie? Nie wiemy nawet tego. Jak możemy cokolwiek planować, skoro rząd nie daje nam nawet najmniejszych wskazówek. Ciężko jest żyć i pracować w takiej niepewności przez tyle miesięcy. Praktycznie z dnia na dzień. Trudno przywyknąć, jeszcze trudniej przyjąć jako codzienność.
Moją codziennością są za to rozmowy z moimi pracownikami. Widzę u nich niepewność. I strach. Coraz częściej rozmawiamy o możliwym zamknięciu. Chciałbym być pewny, mówić, że nas nie zamkną. Że kołdra jest już stanowczo za krótka. Ale jak będzie, zobaczymy. Przecież już tyle razy zaskakiwali a im dłużej zwlekają z podjęciem decyzji, tym dotkliwsza może ona dla nas być. Kiedyś wreszcie rząd i poszczególni jego ministrowie obudzą ze snu. Oby nie zafundowali nam wtedy kolejnego koszmaru zamknięcia.”