BEZMIĘSNA KARTA NIE TYLKO DLA WEGAN
Podejmując decyzje, często działamy automatycznie. Do takiego wniosku można dojść, analizując restauracyjne menu i wybory, jakich dokonują konsumenci. Osoba jedząca mięso (czyli należąca do grupy docelowej tradycyjnych restauracji), przeglądając menu, najprawdopodobniej ominie wzrokiem opcje oznaczone symbolem V czy zielonym listkiem.
Oznakowanie dań nie stwarza jednak aż tak wyraźnego podziału jak całkowite odseparowanie roślinnych opcji i umieszczenie ich na osobnej stronie w menu. W efekcie niemal pewne jest, że do tej części karty trafią tylko te osoby, które nastawione są na wybór opcji bezmięsnej.
ROŚLINNE NIE DLA WSZYSTKICH ZNACZY ATRAKCYJNE
Kwestia promowania roślinnych potraw w menu jest dość paradoksalna – im większy nacisk kładziemy na eksponowanie ich roślinności, tym mniej atrakcyjne będą dla części gości restauracji. Mowa tu nie tylko o podziale dań na zwykłe i wegańskie, ale również o tym, jak są one w karcie opisane.
Używanie epitetów podkreślających brak mięsa w potrawie, np. bezmięsny pasztet, wegetariański gulasz czy roślinny stek, owszem, wskazuje na to, że danie jest wege, ale przecież nie to jest najważniejsze. Zamiast tego można postawić w opisie na pochodzenie produktu albo użyć bardziej zachęcających określeń, które będą wskazywać na to, że dana potrawa jest bezmięsna. Sam fakt, że danie jest roślinne, nie przekona do niego osoby, która nie miała wcześniej styczności z dietą wege albo kojarzy ją z czymś niesmacznym i jałowym.
Ciekawy jest również odbiór określenia wegański. Z raportu przeprowadzonego w 2020 r. przez RoślinnieJemy wynika, że prawie 70% ankietowanych wolałoby zjeść potrawę roślinną niż wege. Dla wielu osób słowo „wegańskie” jest równoznaczne z produktem czy daniem tylko dla wegan. Wszystko sprowadza się do zakorzenionego w świadomości podziału na wegan i niewegan.
Komponując kartę dań, warto więc potraktować dania mięsne i roślinne na równi, kierując się tym, co wyróżnia daną potrawę i co mogłoby przykuć uwagę klienta restauracji. W taki sposób roślinne jedzenie przestaje być postrzegane jako oferta specjalna, a staje się bardziej oczywistym i domyślnym wyborem dla każdego.
ROŚLINNOŚĆ W DOMYŚLE
W niektórych restauracjach oferujących kartę w 100% roślinną kwestia bycia vegan friendly również pozostaje domyślna. Istnieją lokale, które celowo nie pozycjonują się jako roślinne, ponieważ nie chcą, by odbierano to jako ich największy atut. W poznańskim pubie Serce wcale nie podkreśla się tego, że w karcie znajdziemy tylko roślinne tapasy, a napoje alkoholowe są serwowane z wegańskimi dodatkami. Dopiero po wejściu do lokalu i dokładnym przejrzeniu menu można dostrzec subtelny napis „vegan”. Nawiązując do wspomnianego wcześniej nazewnictwa, pozycje w menu Serca nie są też opisane jako bezmięsne czy wegańskie. Na pierwszy rzut oka nic więc nie wskazuje na to, że jesteśmy w roślinnej restauracji.
Na podobnej zasadzie działa krakowska piekarnia Zaczyn: ich oferta wypieków i śniadań jest roślinna, ale nie podkreśla się tego. Na profilu instagramowym Zaczynu pod zdjęciami słodkich wypieków nie znajdziemy podpisów typu „wegańska drożdżówka”. Dostrzeżemy za to pod nimi liczne polubienia, które wskazują na dobrą renomę piekarni.
Każde miejsce na gastronomicznej mapie znane z tego, że jest roślinne, będzie miało swoich stałych odbiorców. To wszyscy weganie i wegetarianie, którzy często szukają roślinnego lokalu, na przykład wpisując w wyszukiwarkę hasło „roślinne restauracje Poznań”. Takim konsumentom nie potrzebne są świecące szyldy, by znaleźli to, czego szukają.
A co z osobami, które nie mają zwyczaju odwiedzać roślinnych konceptów? W tym przypadku można zadać sobie pytanie, czy zwolennik kuchni tradycyjnej prędzej rozważy wyjście do ogłaszającej się jako wegańska restauracji azjatyckiej czy do lokalu azjatyckiego, w którym dopiero na miejscu okaże się, że menu jest w całości roślinne?
Autorka: Natalia Żyłka, RoślinnieJemy