Dzieli ich język, pochodzenie i doświadczenie w kuchni. Łączy zamiłowanie do gotowania i wspólny cel. Grupa migrantów i uchodźców gotuje w Warszawie potrawy z całego świata, snując plany o otwarciu wielokulturowej restauracji.
Słuszna Strawa to grupa osób o różnych życiorysach i pochodzeniu. Vlad z Białorusi, Sergiej z Ukrainy, Sanjar i Sitora z Tadżykistanu, Mahmoud z Egiptu, Rose z Konga, Maysoon z Iraku, Harugu z Erytrei, Kasia i Ala z Polski – tak prezentuje się skład kolektywu, który w Warszawie połączyła wspólna kuchnia.
Zaczęli w trudnym czasie pandemii, w użyczonej kuchni, z jednym rowerem do realizowania dostaw i ekipą uchodźców oraz migrantów z całego świata. Wspólnie przygotowują lunche, desery oraz sałatki na dowóz. Marzą jednak o własnym lokalu.
– Dla nas to tymczasowe rozwiązanie. Połowa osób w naszej grupie marzyła o tym, żeby otworzyć restaurację. Miała to być kuchnia erytrejska, tadżycka, iracka… Każdemu z osobna było bardzo trudno. Teraz spróbujemy zrobić to wszyscy razem. Chcemy też założyć sklep z żywnością ekologiczną, warzywniak. Taki, którego ceny nie wykluczają ⅔ klientów. Dla wielu osób w naszej grupie ekologia jest priorytetowa – opowiada Ala.
Bez szefa, w rożnych językachJak działa kuchnia, w której niemal każdy mówi w innym języku i gotuje inne potrawy? Jak przyznają sami członkowie kolektywu, zaskakująco dobrze. Słuszna Strawa nie ma, przynajmniej jak narazie, własnego lokalu. Jej potrawy powstają w siedzibie warszawskiej szkoły kulinarnej Little Chef przy ul. Rejtana, dzięki uprzejmości Fundacji Samodzielność od Kuchni.
– Kuchnia Little Chefa nie zawsze jest do naszej dyspozycji, więc gotować możemy trzy, cztery razy w tygodniu. Staramy się rozmawiać po polsku i angielsku. Trochę to skomplikowane, bo mówimy w bardzo różnych językach, ale myślałem, że będzie gorzej – śmieje się Siergiej, który do Słusznej Strawy trafił za pośrednictwem Wlada.
Jak na wzorowy kolektyw przystało, nie ma tu szefa czy szefowej kuchni, w rolę tę wcielają się różne osoby, w zależności od dnia i gotowanych potraw. Kiedy jedni zajmują się gotowaniem, inni – finansami, odpisywaniem na wiadomości na Facebooku czy zaopatrzeniem. Część obowiązków organizacyjnych przyjmuje na siebie Ala.
Kulinarny misz – masz Siergiej, jak sam mówi, od 10 lat „weganizuje” kuchnie świata w różnych restauracjach, zarówno w Polsce, jak i na Ukrainie. Gotował już w innej podobnej inicjatywie, stołecznej Kuchni Konfliktu.
– Jestem z Ukrainy, ale dla mnie potrawy ukraińskie są trochę nudne. Smaczne, ale proste i nudne. Znam się na azjatyckiej kuchni wegańskiej, ale nie tylko – wymienia Siergiej.
Ponieważ każdy z członków Strawy gotuje dania, które są mu najbliższe, menu oferowane przez kolektyw to połączenie potraw z Afryki, Bliskiego Wschodu i Wschodniej Europy. Dodatkowo, wszystkie oferowane przez kolektyw dania są wegańskie.
Gdy jedni robią baklawę, drudzy w tym samym czasie gotują barszcz ukraiński. Sałatka „śledziowa” z boczaniaków powstaje obok hummusu czy etiopskiej indżery, placka z miłki abisyńskiej.
Ta na pozór dziwna mieszanka wcale nie odstrasza potencjalnych klientów. Wręcz przeciwnie. Zdarza się, że popyt przewyższa podaż, mimo, że Strawa nie ma reklamy, a dania dostarcza jedynie na terenie stolicy.
– Okazało się, że zamówień jest tak dużo, że nie dajemy rady z realizacją. Dopiero ostatnio dołączyła do nas osoba z prawem jazdy. Poza tym pomagają nam też inne osoby, również z Little Chefa. Kasia na przykład ostatnio intensywnie się włączyła i jeździ z zamówieniami, przed sylwestrem, a na przykład po zakupy jeździł mój brat – mówi Ala.
Przepisy z ojczyzny Mahmud jest studentem z Egiptu. W kuchni dopiero debiutuje, ale świetnie radzi sobie jako tłumacz z arabskiego na angielski. Gdy trzeba, robi też zakupy. Przed przyjazdem do Polski nie gotował, więc Maysoon z Iraku uczy go arabskiej kuchni.Ona swoje przepisy przywiozła z ojczyzny. W Polsce przygotuje dolmę (faszerowane ryżem liście winogron), a także baklawę oraz nieco zbliżoną do niej bardzo słodką basbousę.
– Gotowałam też zupę z czerwonej soczewicy, tradycyjne danie z Bliskiego Wschodu. Pochodzę z północnego Iraku, którego kuchnia różni się od tej z innych części kraju. Jeśli otworzymy restaurację będę pewnie gotować te dania, które najbardziej lubią Polacy – zdradza Maysoon i dodaje, że sama najchętniej przygotowuje popularne w krajach Lewantu potrawy – maklubę i podobne do polskich kartaczy faszerowane mięsem kulki z bulguru lub ziemniaków, kibbeh.
Do góry nogamiMakluba to zapiekanka warzywna z ryżem, ziemniakami i warstwą bakłażanów oraz pomidorów. Nazwa tego dania oznacza dosłownie „do góry nogami”, bowiem garnek na koniec gotowania odwraca się w taki sposób, by maqluba po prostu się z niego wyślizgnęła, zachowując jednocześnie swój kształt.
Do góry nogami zostało też wywrócone życie Wlada, Białorusina i opozycjonisty, który zmuszony był do wyjazdu z ojczyzny. – Na Białorusi byłem baristą, robiłem kawę typu speciality, wiesz, drip, aeropress – Wlad pokazuje gestem sposób zaparzania kawy w aeropressie, upewnia się, czy rozumiem o czym mówi.
Jest w Polsce od niedawna i nie mówi po polsku zbyt dobrze. Warszawa okazała się dla niego przystankiem w drodze do Rosji. Obecna sytuacja polityczna na Białorusi sprawiła, że musiał szybko wyjechać z ojczyzny. Schronienie znalazł w Warszawie, choć marzy o wyjeździe do Sankt Petersburga. Na kurs palacza kawy go nie stać, a bez znajomości języka trudno o pracę. Wlad mieszka więc w skłocie, i pomaga Słusznej Strawie, gotując. Wraz z drugim Wladem (również Białorusinem) i Siergiejem są częścią „wschodniej ekipy”, czyli trójki członków kolektywu z krajów byłego ZSRR.
Drugi z Wladów trafił do Słusznej Strawy, bo miał dość pracy w korporacji. Zajmuje się głównie social mediami, ale gdy potrzeba, realizuje dostawy, czy pomaga w gotowaniu. Jak sam mówi, najchętniej skupiłby się na komunikacji.
– Bardzo chcielibyśmy swój lokal otworzyć. Gdyby to się udało, chciałbym zajmować się komunikacją, tym się zajmuje z zawodu. Praca w korporacji bardzo mnie nudzi – przyznaje Wlad.
Przyszłość w jasnych barwachPlany na nowy rok są ambitne. Własne miejsce Strawy ma nie ograniczać się do kuchni na dowóz.
– To docelowo będzie sklep, centrum społeczne i restauracja. Jeszcze nie wybiegaliśmy aż tak daleko w przyszłość z planami. Wydaje mi się, że pewnie będzie tak, że każdy z gotujących będzie miał swój dzień? Nie ukrywam, że chcemy, aby ludzie mieli szansę nas poznać, trochę nam zaufać, zanim otworzymy już stały punkt – podsumowuje Ala.